Dzień ósmy - Ustrzyki Górne
Wnętrze cerkwi |
Radek miał coś do załatwienia w Ustrzykach Dolnych, więc załapaliśmy się na wycieczkę samochodową, połączoną z zakupami i zwiedzaniem. Kuśtykając po Ustrzykach Mały ledwo nadążał za Aśką, która miała zaplanowane to co mamy tu zwiedzić.
Kirkut |
Tenże tubylec powiedział nam, że jest też niedaleko stary kirkut żydowski, na który też żeśmy się wybrali.
Kirkut ten to obraz nędzy i rozpaczy, nikt się nim chyba nie zajmował od II wojny światowej.Wybraliśmy się też do Muzeum Bieszczadzkiego Parku Narodowego ,ale tam tylko pieczątki przybiliśmy do naszych książeczek GOT.
Asia i Radek |
Pychotki z Biedronki |
W powrotnej drodze Radek stawał przy każdej cerkiewce, żebyśmy mogli je sobie obejrzeć i popstrykać zdjątka. Po powrocie leniuchowanie i obiadokolacja z przysmaków biedronkowych. Na wieczór pobożni sąsiedzi skorzystali z naszego ogniska, okazało się, że bardzo fajnie śpiewali i grali piosenki turystyczne i nie tylko ( będę miał podkład muzyczny pod nasz filmik ).
Dzień dziewiąty - Połonina Wetlińska
Po drodze było dużo prowizorycznych, stromych, kamiennych schodów, a końca wspinaczki nie widać. Jakieś 200 od szczytu Mały miał wypadek, a raczej jego but. Podeszwa odkleiła się do połowy, a że Mały zabezpieczony na każdą okazję związał podeszwę do buta za pomocą drutu z zestawu przetrwania.
W końcu dotarliśmy do Chatki Puchatka na szczycie połoniny, gdzie Asia skusiła się na pyszny żurek, a Mały poprawiał drutowanie buta, żeby na koniec dnia boso nie wracać. Po odpoczynku ruszyliśmy grzbietem połoniny przez Hasiakowa Skałę (1228m n.p.m.), Srebrzystą Przełęcz z której był widok na Roh, a który nie jest udostępniony.
Jeszcze tylko jedna górka, Osadzki Wierch (1253 m n.p.m.) i potem z górki. Przez cały czas podziwialiśmy przepiękne widoki, aż dotarliśmy do Przełęczy Orłowicza gdzie wyrósł przed nami Smerek. Sił i czasu już zostało mało, wiec postanowiliśmy zejść w kierunku Wetliny, a na Smerek jeszcze kiedyś przyjdzie czas. Z Wetliny do Brzegów busikiem, choć był kłopot, bo mało turystów jechało w tamtą stronę i załapaliśmy się na kurs powrotny kierowcy.
Dzień dziesiąty - Tarnica
Połonina nas trochę wykończyła, ale cóż, czasu mało dziś TARNICA. Dzień zapowiada się pięknie. Skorzystaliśmy z podwózki do Ustrzyk Górnych, potem PKS-em do Wołosatego i ruszamy w drogę. Miła Pani w punkcie kasowym potraktowała nas ulgowo i dostaliśmy mapkę atrakcji na trasie(nareszcie gratis jakiś). Początkowo droga bardzo laitowa, długo, długo bez wysiłku po prostej.
Nadszedł jednak moment na wspinaczkę, ale i tak Tarnica okazała się wyjątkowo łatwa w podejściu. Nie taki diabeł straszny jak go malują. Niestety szczyt zakorkowany można rzec, full luda i jakieś Oazy, kolonie uff. Niebo piękne, w krzyżu Tarnicy odbija sie słońce, a tuż obok Bukowe Berdo grzmi i straszy burzą. Tuż przed szczytem but Mariusza znów odmówił posłuszeństwa, dobrze, że drucik w piterku czeka na wielkie wyzwania. W drodze powrotnej zostawiając po prawej widok na Krzemień i Bukowe Berdo zeszliśmy Tarniczką i Szerokim Wierchem do Ustrzyk Górnych. Po drodze jednak spotkał nas deszcz, ale na końcówce tuż obok wiaty, więc było się gdzie schować.
Tarnica i Tarniczka |
Dzień jedenasty - Solina
Spełniając marzenie Asi i dając odpoczynek naszym nogom po dwóch dniach "wspinaczki" :) pojechaliśmy zobaczyć największą tamę w Polsce w Solinie. Po dwudziestu latach tama się chyba skurczyła bo nie zrobiła na nas takiego wrażenia jak kiedyś. Ilość ludzi i ceny jak na Monciaku w Sopocie, nawet za pieczątkę do książeczek GOT musieliśmy zapłacić 2 zł. Dobrze że mieliśmy plany zwiedzania innych miejsc w rejonie i nie musieliśmy całego dnia spędzić na tym kawale betonu.
Pojechaliśmy więc do wsi Myczkowce, gdzie znajduje się wypasiony ośrodek Caritasu. Południowo-wschodni kraniec Polski fascynuje nie tylko dziewiczą przyrodą, ale również przepięknymi budowlami sakralnymi. Ich małe repliki znajdziemy właśnie w tym ośrodku, jest tam ich ok. 140. Za wejście i oglądanie miniatur trzeba zapłacić 5zł. można też zaopatrzyć się w różne pamiątki. Po zakupie biletów zaraz przy bramie wisi puszka -wpłaty na utrzymanie miniatur, nie mówiąc o puszkarzu, który zbiera datki przy głównej bramie ośrodka (utrzymanie takiego ośrodka sporo kosztuje).
Tutaj także można zwiedzić Ogród Biblijny, który został otwarty w tym roku. Nam udało się wejść od tyłu, więc zaoszczędziliśmy na następnych biletach. Gdy już zapoznaliśmy się z historią chrześcijaństwa (od tyłu) wyruszyliśmy do Leska trochę piechotą , trochę stopem i PKSem.
Mapa Leska w przewodniku nijak się miała do rzeczywistości, wiec żeby gdziekolwiek trafić trzeba było wspomagać się tubylcami. W Lesku pokręciliśmy się po rynku, byliśmy na największym w Polsce starym kirkucie i przy Synagodze, gdzie teraz znajduje się galeria.
W tym rejonie naszego kraju pozostało jeszcze pełno pomników wybudowanych za czasów PRL, dla milicjantów, żołnierzy armii czerwonej i polskich walczących z UPA, gdzie w innych rejonach Polski dawno zostały usunięte, aby nie przypominać tamtych czasów.
Z Leska wieczorem wracaliśmy do Brzegów Górnych podziwiając po drodze krajobrazy i zachód słońca. W Brzegach nasze szczęście już się skończyło bo po drodze żaden z 7 przejeżdżających samochodów nas nie zabrał na stopa i na stanicę wracaliśmy po ciemku piechotą :( (czas mieliśmy niezły 5 km - niecała godzinka).
Przez cały pobyt pogoda nam dopisywała, a dziś opuściło nas słoneczko, Bieszczady wiedzą, że jutro wyjeżdżamy i płaczą. Dzisiejszy dzień spędziliśmy na leniuchowaniu, pogoda też nie zachęcała do czegokolwiek. Harcerze to co przez tydzień budowali dzisiaj zaczęli rozbierać i powoli przygotowywać się do wyjazdu. My w naszej chatce, w której przygotowywaliśmy i spożywaliśmy posiłki powiesiliśmy tablicę pamiątkową. Mamy nadzieje, że powisi tam jakiś czas i inni turyści też zaczną po sobie zostawiać pamiątki.
Pojechaliśmy więc do wsi Myczkowce, gdzie znajduje się wypasiony ośrodek Caritasu. Południowo-wschodni kraniec Polski fascynuje nie tylko dziewiczą przyrodą, ale również przepięknymi budowlami sakralnymi. Ich małe repliki znajdziemy właśnie w tym ośrodku, jest tam ich ok. 140. Za wejście i oglądanie miniatur trzeba zapłacić 5zł. można też zaopatrzyć się w różne pamiątki. Po zakupie biletów zaraz przy bramie wisi puszka -wpłaty na utrzymanie miniatur, nie mówiąc o puszkarzu, który zbiera datki przy głównej bramie ośrodka (utrzymanie takiego ośrodka sporo kosztuje).
Tutaj także można zwiedzić Ogród Biblijny, który został otwarty w tym roku. Nam udało się wejść od tyłu, więc zaoszczędziliśmy na następnych biletach. Gdy już zapoznaliśmy się z historią chrześcijaństwa (od tyłu) wyruszyliśmy do Leska trochę piechotą , trochę stopem i PKSem.
Mapa Leska w przewodniku nijak się miała do rzeczywistości, wiec żeby gdziekolwiek trafić trzeba było wspomagać się tubylcami. W Lesku pokręciliśmy się po rynku, byliśmy na największym w Polsce starym kirkucie i przy Synagodze, gdzie teraz znajduje się galeria.
W tym rejonie naszego kraju pozostało jeszcze pełno pomników wybudowanych za czasów PRL, dla milicjantów, żołnierzy armii czerwonej i polskich walczących z UPA, gdzie w innych rejonach Polski dawno zostały usunięte, aby nie przypominać tamtych czasów.
Z Leska wieczorem wracaliśmy do Brzegów Górnych podziwiając po drodze krajobrazy i zachód słońca. W Brzegach nasze szczęście już się skończyło bo po drodze żaden z 7 przejeżdżających samochodów nas nie zabrał na stopa i na stanicę wracaliśmy po ciemku piechotą :( (czas mieliśmy niezły 5 km - niecała godzinka).
Dzień dwunasty - przygotowanie do pożegnania
Powrót
No i przyszedł dzień powrotu, trzeba było odślimaczyć namiot i spakować cały nasz sprzęt do dwóch plecaków. Autokar po harcerzy miał przyjechać po czternastej, więc załapaliśmy się na darmowy obiadek. Do Przemyśla dojechaliśmy na ostatnią chwilę, a że był remont dworca z całym sprzętem i wyprowiantowaniem musieliśmy przejść jakiej pół kilometra.
Do pociągu akcja "pasztet" - rezerwacja przedziałów bo podróżnych sporo było. W Krakowie przesiadka z 3 godzinną przerwą i 15 pizzami do podziału na wszystkich. Pociąg do Gdyni pusty, oprócz nas i harcerzy do Tczewa jechały 4 osoby, więc można się było wygodnie wyspać. Na miejscu nikt nas nie przywitał, Babcia z Marcinkiem była w Klifie na zakupach , więc przywitaliśmy się sami. Na dworcu ostatni apel, podziękowania i nagrody, ostatni krąg - Czuwaj i do domku.
Podziękowania dla:
-5TDGH-za pomoc w podroży, dzięki której zdecydowaliśmy się na wyjazd
-serwisowi Twoje Bieszczady, dzięki któremu zaplanowaliśmy cały pobyt
-stronie o Survivalu, dzięki której byliśmy przygotowani na każdą okazję
Do pociągu akcja "pasztet" - rezerwacja przedziałów bo podróżnych sporo było. W Krakowie przesiadka z 3 godzinną przerwą i 15 pizzami do podziału na wszystkich. Pociąg do Gdyni pusty, oprócz nas i harcerzy do Tczewa jechały 4 osoby, więc można się było wygodnie wyspać. Na miejscu nikt nas nie przywitał, Babcia z Marcinkiem była w Klifie na zakupach , więc przywitaliśmy się sami. Na dworcu ostatni apel, podziękowania i nagrody, ostatni krąg - Czuwaj i do domku.
Podziękowania dla:
-5TDGH-za pomoc w podroży, dzięki której zdecydowaliśmy się na wyjazd
-serwisowi Twoje Bieszczady, dzięki któremu zaplanowaliśmy cały pobyt
-stronie o Survivalu, dzięki której byliśmy przygotowani na każdą okazję
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz